Czarny marker
To czego potrzebuję jest na wyciągnięcie ręki. Jedyna rzecz: zachcieć zauważyć
i sięgnąć. Jeśli Wszechświat wspiera mnie
w tej sprawie, to dostanę wsparcie.
Pokrzywa rośnie pod oknami w ogródku. Od wiosny do jesieni nie trzeba jechać na drugi koniec miasta do zielarza, żeby zakupić super pokrzywę. Zatyczka na hak do samochodu leżała w kuchni na wyciągnięcie ręki – biały korek od dużej butelki po płynie do prania. A przecież tyle czasu strawiłem na poszukiwania – sklepiki, allegro itd. Znalazłem to, albo to mnie znalazło, bo wróciłem do domu rozluźniony, odprężony, w harmonii. Bo nie zależało mi aż tak bardzo, że energia, którą zużywałem na szukanie buzowała aż dymiło, a dym przesłonił mi to co leżało całymi dniami metr ode mnie.
Podobno od człowieka do którego chcemy dotrzeć – i to w dowolnym zakątku świata – dzieli nas 5-6 osób. Dalajlama – proszę bardzo. Biden – nie ma sprawy, ale po co? Człowiek, który mieszka w moim mieście, a nie mam do niego kontaktu – oczywiście, że tak. Sprawdziłem to (poza Bidenem, ale jestem pewien, że to no problem). Trzeba tylko zachcieć i kierować się swoim wewnętrznym harmonijnym głosem, a rzecz, sprawa, człowiek – wkrótce nas odnajdą. Jeśli Wszechświat mnie w czymś wspiera, dostanę wsparcie.
Pozostaje pytanie dlaczego, skoro to takie proste (co nie znaczy: nie wymagające wkładu energii), to zazwyczaj takie trudne? Bo nie chciałem. Bo nie chcieliśmy. Bo ucinałem sobie możliwości. Bo ucinaliśmy je sobie. Lub jak mawia dosadnie mój znajomy: “bo przydeptujemy sobie narząd…” (wersja męska). Z różnych powodów: karanie siebie, bycie ofiarą, zaniżanie swoich możliwości, itd. Pora z tym skończyć. Skończyłem z tym. Koniec z tym. Szkoda mi życia na granie tej popularnej tragikomedyjki pt. „Jest tak trudno, znikąd pomocy, siedzę na tyłku i nie ruszam się”.
…
Kiedy szedłem rejestrować samochód przepisowo ściągnąłem tablice rejestracyjne. Chciałem jednak zostawić na te 3-4 godziny kartkę z wypisanym numerem pojazdu, żeby nie stał taki „goły” (zresztą jak to w PL, inny przepis mówi, że nie wolno zostawiać auta bez tablic, więc odruch miałem słuszny). Pomyślałem: najlepiej wyjdzie czarnym markerem – grubo i wyraźnie. Ale nie mam markera i nie za bardzo wiem skąd go teraz wziąć. Ostatecznie wygrzebałem jakiś ogryzek długopisu i załatwiłem sprawę.
Kiedy wróciłem do auta z tablicami, gdy przykręciłem je i szykowałem się już odjeżdżać, w odległości dwóch kroków dostrzegłem leżący na ziemi czarny marker. Wszystko wskazuje na to, że leżał tam od dłuższego czasu. Prawdopodobnie od zawsze.
Warszawa, w listopadzie 2010
© Filip Przybylski, wszelkie prawa zastrzeżone.
INNE TEKSTY NA STRONIE:
Dziady od orzechów (2022)
https://filipprzybylski.pl/dziady-od-orzechow-artykul/
Nobel i piłka (2020)
https://filipprzybylski.pl/nobel-i-pilka/
Artysta. Manifest (2013)
https://filipprzybylski.pl/artysta-2013-manifest
Skrajnie moskiewskie (2010) – tekst z miesięcznika „Podróże” o wycieczce do Moskwy w 2010 r.
https://filipprzybylski.pl/WordPres/wp-content/uploads/2022/10/skrajnie-moskiewskie_2011.jpg